niedziela, 19 listopada 2017

Prolog:

Prolog: „Decyzja, która zmienia całe życie”

„Cza­sem po­dej­mu­jemy de­cyz­je, które dla in­nych są niezrozumiałe.
Dzieli­my włos na czwo­ro,aż w końcu,coś w nas pęka....”
Cytaty info Eveline2


Kroniki autorskie 001;
Tak, to kolejna próba. Teraz kiedy odcinki TVD dobiegają końca a ja nie mogę się zdecydować o czym chcę pisać drugie opowiadanie postanowiłam znowu spróbować. Jakoś nie umiem tak po prostu zapomnieć  Jess Rogers. Tak, tak. Jess Rogers. Moja bohaterka nie przez przypadek nosi to zacne nazwisko, ale ma to wgląd na moją niezdrową obsesją zupełnie innymi postaciami. Tymczasem zapraszam serdecznie na nową odsłonę „W niewoli uczuć”. Pomyślę nad ewentualną zmianą nazwy opowiadania gdyż nie chcę by historia Jess Rogers była zwykłym romansem. Wręcz przeciwnie. To ma być coś więcej. Jednak nie trując dłużej zapraszam na efekt mojej pracy!

*~*~*
(Nowy Orlean – obecnie)

                Jessica Rogers z uśmiechem na ustach stała przed lustrem prezentując swój wygląd w białej sukni ślubnej.
                Naprawdę to robiła. Spełniała jedno ze swoich największych marzeń. Wychodziła za mąż. Za cudownego i wartościowego człowieka jakim był ukochany mężczyzna Marcel Gerrard. Długo się wahała. Mieli również sporo pod górkę, ale w końcu się zgodziła. Nie miała wątpliwości. Kochała Marcela. Kiedy zrozumiała swoją porażkę w Mystic Falls dotarło do niej, że musi na nowo ułożyć sobie życie. Zapomnieć o beznadziejnym uczuciu do Damona Salvatore i żyć na nowo. Pomagali jej w tym bliscy. Rodzina, którą zyskała. Zdążyła się nawet pogodzić z Klausem co wcześniej uważała za niemożliwe. W końcu od doprowadził do tego kim jest. Z niewiadomych sobie przyczyn zniszczył życie młodej dziewczyny jaką kiedyś była. Miała wówczas siedemnaście lat. Jak na swój wiek była aż nazbyt dojrzała. Kochała i była kochana. Wszystko się skończyło, a teraz znów dostała kolejną szansę. Nie zamierzała jej zmarnować. Bez względu na tajemnicze sny jakie ją nękały i dziwne spotkanie z Eleną Gilbert. Może nie dosłowne twarzą w twarz. Dwa dni temu Elena weszła do jej głowy błagając o pomoc dla Damona. Trochę to dziwne i niezrozumiałe dla niej, ale nie myślała o tym. Zdecydowanym ruchem zostawiła przeszłość za sobą. Chociaż raz zamierzała być konsekwentna i nie zmieniać swoich postanowień. Pomagały jej dwie cudowne kobiety. Hayley z którą zdążyła się zaprzyjaźnić a malutka Hope była córką chrzestną i również Rebecach. Jak na razie do samej Freyi odnosiła się z lekkim dystansem. Nie ona jedna.

                 - Pięknie wyglądasz – powiedziała z zachwytem Rebecca poprawiając trend sukni. Jess skinęła głową z lekkim uśmiechem. – Nie sądziłam, że Klaus ją zachował. To niezwykły gest z jego strony.

                Sama Jessica również była zaskoczona. Przeszedł do niej wieczorem z małą paczką. W rękach trzymał suknie. Powiedział, że należała do jego matki i chciałby aby ona ją nosiła tego dnia. Suknia była niezwykle piękna. Pochodziła z przełomu piętnastego wieku. Podobno matka otrzymała ją od jakiegoś arabskiego szejka. Klaus nie znał zbyt dobrze tej historii, ale przetrzymywał jako cenną relikwię. To był początek ich niezwykłego pojednania. Po za tym sam Marcel poprosił go o świadkowanie na  ślubie. Jess nie miała siły protestować a nawet nie chciała. Rozumiała jakie to dla niego ważne.
                 - Dlaczego mam złe przeczucie? – zapytała cicho. – Jakby coś chciało zniszczyć moje szczęście za wszelką cenę? Nie umiem tego określić.

                Rebecca popatrzyła z niepokojem na dziewczynę. Znała ją zbyt dobrze i wiedziała, że nie powinni olewać tych przeczuć.

                 - Co się dzieje? – zapytała ostrożnie. Jess pokręciła głową. Nie miała pojęcia. Właściwie nawet nie umiała tego do końca wytłumaczyć. To było bardzo dziwne. W tym momencie zadzwonił telefon. Jess nie miała numeru odbiorcy, ale wiedziała od kogo. Nie powinna odebrać jednak to zrobiła. Wiedziała też, że podjęła decyzje. Jedyną z najgorszych jakie mogła podjąć. Znów cofnęła się wstecz.

*~*~*
                 -Czułem, że tak będzie.
                Pół godziny później Marcel znał już odpowiedź. Właściwie chyba znał ją od zawsze. Rywalizował z cieniem mężczyzny który będzie jego rywalem. W pewnym sensie trochę odetchnął z ulgą. Kochał Jess, ale czy na pewno? Nie tak dawno temu coś dziwnego połączyło go z Rebeccah. By zapomnieć o niej zaangażował się  w związek z Jess. Potem nie było odwrotu. Na całe szczęście wszystko samo jakoś się rozwiązało. Nie mógł czuć się źle w związku z całą sytuacją.  Jednak było mu mimo wszystko źle. Naprawdę coś czuł do Jess i wierzył, że im się uda. Przynajmniej mieliby szansę być szczęśliwi. W tym momencie szli już w stronę przeszłości.

                 - Nie gniewasz się? – zapytała cicho mrużąc oczy od słońca. Odruchowo dotknęła pierścionka na łańcuszku. Nosiła go już tak długo. Kiedy została wampirem Klaus kazał jej wybrać symbol dzięki któremu będzie mogła podróżować po słońcu. Ponieważ nie chciała zrywać z przeszłością wybrała pierścionek zaręczynowy. Miał jej przypominać o tym kim była i co straciła. – Być może gdyby sytuacja byłaby inna kto wie jakby się nam ułożyło. Mieliśmy szansę.

                 - Nie – pokręcił głową. – Nigdy nie mieliśmy. Tak długo jak żył Damon Salvatore zawsze chciałabyś wrócić do Mystic Falls. Możesz sobie wmawiać co chcesz, ale to twoja obsesja. Gdy w grę wchodzi Damon Salvatore twój zdrowy rozsądek nie istnieje.

                 - Marcel ma rację. – Miękki głos Elijach przerwał im rozmowę. Spojrzała w stronę jednego z niewielu mężczyzn w rodzinie Michelsonów na którego mogła naprawdę liczyć. Elijach zawsze popierał decyzje jakie podejmowała. Jednak tym razem wyraźnie się z nią nie zgadzał. – Powinnaś zostać z nami. Może i uratowaliśmy Hope, ale nie wiadomo jak długo będzie bezpieczna. Jesteś nam potrzebna.

                 - Nie jestem – pokręciła głową. – Myślę, że najgorszą walkę macie już za sobą. Teraz moja kolej. Muszę pomóc komuś innemu przejść przez piekło. Nie liczę w tym momencie na nic. Po prostu chcę tam być z nimi. Czuje iż powinnam. Tam jest teraz moje miejsce.

                 - Jeżeli jesteś tego pewna…. – Marcel nie do końca przekonany dawał jej wolną rękę. Była mu za to wdzięczna. Zaczynała nowy rozdział by zakończyć stary. Owszem zdawała sobie sprawę jak wielki błąd popełniała. Na pożegnanie Klaus raczył to wygarnąć. Wyraźnie nie wykazywał w całej sytuacji zrozumienia. Chyba jedynie tylko Rebeccach była z nią w całej tej chorej sytuacji. Na nią zawsze mogła liczyć, chociaż często miewały odmienne zdanie.

                 - To twój początek – wyszeptała jasnowłosa wampirzyca na pożegnanie. – Należy ci się jak nikomu innemu.

                Jess doskonale rozumiała jej słowa. Wyjeżdżała pełna nadziei i obaw. Nie miała pojęcia w jaki sposób rozegrają się losy. Jedno wiedziała na pewno. Wracała do domu. Do Mystic Falls.

*~*~*
Na zakończenie:
I jak wam się podoba początek?
Ogółem jestem zadowolona z prologu i to nawet bardzo. Nie sądziłam, że mimo wszystko wyjdzie tak inaczej. Nie jest może zbyt efektowny i żadna akcja się nie dzieje. Tu chodzi bardziej o Jess. Akcja dopiero się rozkręci i zapewniam was nie będziecie się nudzić. Zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział już wkrótce.
Pozdrawiam serdecznie.